sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 4

- Słucham?! - spodziewałam się wszystkiego, ale napewno nie takiej odpowiedzi. - Nie mam siostry, mieszkam tylko z matką!
- Z matką, która tak naprawdę nią nie jest - odpowiedziała ze stoickim spokojem.
Zaparło mi dech w piersiach. Miałam ochotę się rozpłakać, ale powstrzymałam się. Skąd mam wiedzieć, że mówi prawdę?! Widzę ją pierwszy raz w życiu i nie zamierzam uwierzyć w ani jedno jej słowo. Zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę wyjścia, kiedy zatrzymał mnie mocny uścisk dziewczyny. Próbowałam się wyrwać, ale była silniejsza.
- Zostań, proszę - powiedziała błagalnym głosem z łzami w oczach - Uwierz mi, że to co mówię jest prawdą.
Spojrzałam na nią. Miałam wyraźne uczucie, że ją znam, ale z drugiej strony, że nie. Mimo wszystko postanowiłam jej posłuchać.
- Mógłabyś mi to wszystko wytłumaczyć - poprosiłam. - Jak to możliwe, że czuje, że cię znam, co właściwie stało się trzy dni temu, i czemu mówisz mi to dopiero teraz.
Dziewczyna zamyśliła się. Widać było, że jest lekko podenerwowana.
- Może choćmy do ciebie do domu. Porozmawiamy z twoją przybraną mamą i wszystkiego się dowiesz.

~*~

Siedziałam na sofie przed gabinetem mamy, czekając aż ona skończy rozmawiać z tajemniczą dziewczyną. Przypomniałam sobie jej twarz, kiedy otworzyła mam drzwi. W pierwszej chwili wydała z siebie coś podobnego do krzyku. Zaraz później szeroko się do niej uśmiechnęła i od tamtej pory przez pół godziny już rozmawiają. Trochę mnie to denerwowało. Jeżeli to co mówiła moja ,,rzekoma" siostra jest prawdą, to moje dotychczasowe życie prawie nic nie znaczy, a oni wogóle nie chcieli ze mną porozmawiać. Chwilami miałam ochotę uciec, ale czułam, że cokolwiek zrobię moje życie już nabrało innego tempa i nie zapomnę o tym. Nerwowo przygryzłam wargę, usiłująć to wszystko ogarnąć. Wtedy drzwi otworzyły się, a w nich stanęła dziewczyna. Uśmiechnęła się niepewnie, ale nie odwzajemniłam uśmiechu. Czekałam na wyjaśnienia. Ona usiadła na brzegu kanapy, przygładzając sukienkę. Wzięła głęboki oddech.
- Zacznijmy więc od tego, że swiat w którym się znajdujemy to Earthie, inaczej zwany jako świat ludzi - powiedziała.
- Earthie?! - zamieszałam się.
Tą nazwę słyszałam trzy dni temu.
- Tak Earthie, ziemia* -  odpowiedziała. - Oprócz niej jest jeszcze inna kraina, ta z której pochodzę i nawiasem mówiąc ty też, Diamondie.
- Inna kraina? Pewnie z wróżkami i syrenami? - zakpiłam.
- Jesteśmy po części ludzmi, ale posiadamy nadnaturalne moce, dzięki którym w obu światach panuje spokój i ład - powiedziała że stoickim spokojem, zdając się chyba nie usłyszeć ironii w moim głosie.
Szczerze, miałam ochotę się roześmiać, ale poważny wyraz twarzy dziewczyny uświadomił mi, że to nie jest chyba na miejscu.
- Nie rozumiem, każesz mi wierzyć w magię?
Zamyśliła się. Rozejrzała się dookoła, a potem wstała, podeszła do okna i zasunęła zasłony. Usiadła obok mnie, zastanawiając się przez chwilę po czym wyciągnęła rękę, która zapłonęła oślepiajacym, błękitnym światłem. Przymrużyłam oczy, starając się odwrócić wzrok od zródła światła, ale one zdawały się go szukać, pragnęły patrzeć na niego, więc w efekcie gapiłam się w ten niezwykły błękit dopóki nie zakręciło mi się od niego w głowie. Dziewczyna widąc to położyła rękę na stole. Wtedy stół również zapłonął na sekundę, a potem promienie światła zaczęły układać się w dziwne kształty. Z początku nic mi one nie mówiły, ale chwilę później kilka z nich zaczęło przypominać mi drzewa falujace na wietrze, budynki o niezwykle regularnych kształtach, oraz okrągłe jeziora z krystalicznie czystą wodą. Wyglądało to jak bardzo duże miasto, które swym wyglądem wywoływały u mnie sprzeczne uczucia. W pewnym momencie zaczęłam na głos wymawiać na głos nazwy ulic, zabudowań, alejek, zbiorników wodnych i co chwilę krzyczałam ,,Tu mieszka Horta, a tu Gween, a to chyba nasz wielki diamentowy ratusz, obok pałac królowej, a tu..." Wymieniałam nieznane mi dotąd nazwy bez większych problemów, idealnie przyporzadkowując im obrazy na ,,mapie". Trwało wystarczająco długo, że w końcu skapnęłam się, że normalny człowiek nie zachowuję się tak jak właśnie ja i zaczęłam się zastanawiać skąd to wszystko wiem. Nagle ujrzałam błękitno czerwoną budowlę z symetrycznym zadaszeniem i kształtnymi oknami. Znałam każdy jej szczegół od diamentu na czubku dachu, po kamienne schody przy bramie. Dziewczyna widąc to odezwała się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Poznajesz to? - zapytała.
Podniosłam głowę patrząc się w jej błyszczące oczy i odpowiedziałam.
- To mój dom.

* Earthie, od słowa Earth w jezyku angielskim oznaczajacego planetę ziemię.

~Powinnam przeprosić, że tak długo nie było nowego rozdziału, ale ostatnio straciłam ochotę na przepraszanie. Wkurza mnie życie i ludzie i jeszcze ja musze przepraszać! Oh, nieważne. Postaram się już nie robić takich przerw w pisaniu.~

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 3

Byłam tak zdziwiona, że kompletnie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Gapiłam się tylko na niego co w gruncie rzeczy nie było, aż takie złe. Był niesamowicie przystojnym chlopakiem z burzą kasztanowych włosów, błękitnymi oczami i mięśniami ukrytymi pod jedwabną tkaniną koszulki. Uważnie przypatrując się jego twarzy poczułam w sercu takie jakby..., że znam jego twarz i jego samego, choć mój umysł był w stu procentach pewny, że nigdy się nie spotkaliśmy. Będąc w stanie całkowitego oniemienia byłam zdolna tylko do tego by pokiwać głową. Wtedy chłopak rozpromienił się tak szerokim uśmiechem jakby właśnie ktoś zakomunikował mu, że wygrał milion złotych. Ze mną było jeszcze gorzej. Moje ciało zdawało się rozpływać w jego uśmiechu i nagle poczułam niepochamowaną chęć by rzucić mu się na szyję. I kiedy byłam o krok od zrobienia tego, mój umysł wreszcie się włączył. ,,Co ja sobie myślę?! Ten idiota chciał mnie uprowadzić i zostawił mnie obolałą, a ja rzucam mu się na szyję?!" Wtedy mogłam zrobić tylko jedno. Wymierzyłam mu policzek i czym prędzej stamtąd uciekłam, zostawiając go jeszcze bardziej zdziwionego niż wcześniej.

~*~

Pierwszy raz w życiu urwałam się ze szkoły. Szczerze mówiąc to każda dziewczyna na moim miejscu zrobiłaby to samo. No bo spójrzmy: spotykam jakiegoś faceta, który w przeszłości (bardzo niedalekiej) mnie napadł, hipnotyzuje mnie swoim uśmiechem i sprawia, że mam ochotę zrobić coś czego nigdy bym nie zrobiła, a ja mam niby siedzieć na miejscu i czekać na rodzicielkę, która zabierze mnie prosto do domu i zabroni z jego wychodzić. A gdzie, przepraszam, czas na spokojne przemyślenie wydarzeń w cichej kawiarni w której, nawiasem mówiąc, kawa jest tak ohydna, że równie dobrze mogłabym napić się szczochów psa przywiazanego do lampy na rogu?! Od tego wszystkiego bolała mnie już głowa, a rozsądek podpowiadał mi, że to dopiero początek. Nic z tego nie rozumiałam. Powinnam spytać tego kolesia skąd wiedział jak mam na imię i czego odemnie chce zamiast najpierw szczerzyć się do niego, a póżniej policzkować i uciekać. Może jeszcze kiedyś go spotkam. Oh co ja mówię, wolała bym już nigdy nie zobaczyć tej słodkiej twarzy... błękitnych oczu... i... Co jest ze mną nie tak?! Odparłam głowę o stolik i przypatrywałam się osie próbującej uwolnić się przez szparę w oknie. Usłyszałam kroki wyraźnie zbliżające się w moją stronę, dźwięk odsuwanego krzesła i to, że ktoś najwyraźniej usiadł przy moim stoliku. Znając moje szczęście pewnie był to jakiś pijak żebrający o pieniądze na alkohol. Nie podnosiłam głowy czekając na pierwszy krok mojego towarzysza. Niestety jednak on nie odezwał się wyraźnie dając znak bym najpierw podniosła głowę. Kiedy to zrobiłam po raz drugi w dniu dzisiejszym przeżyłam niesamowity szok.

~*~

Naprzeciwko mnie siedziała dziewczyna. Myślę, że gdybym opisała ją słowem ,,piękna" było by to za mało. W całym swoim życiu nie uwierzyłabym, że połączenie lśniących niebieskich włosów i białej jak śnieg cery może być takie niesamowicie piękne. Jednak tak było w jej przypadku.
Na twarzy malował się promienny uśmiech skierowany w moją stronę. Dziewczyna była na oko w moim wieku, ale równie dobrze mogło to być działanie dobrych kremów przeciwzmarczkowych. Uśmiechnełam się niepewnie, myśląc w duchu, że dzisiejszy dzień z całą pewnością jest pechowy, skoro cały czas spotykam nietypowych ludzi. Nie zdziwi mnie to jeśli za chwilę poczuje, że ją znam, a jej głos okaże się jednym z dziwnych, trzy dni temu usłyszanych, głosów.
- Hej! - zagadnełam.
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej i odpowiedziała melodyjnym głosem:
- Pamietasz mnie?
Zmieszałam się. Tak to z całą pewnością jest dziwny dzień.
- A powinnam pamiętać? - odpowiedziałam.
Wtedy ona posmutniała.
- Nie - wymarkotała. - Nie powinnaś.
Zdenerwowałam się. Nawiedzają mnie jacyś dziwni ludzie, szczerzą na mój widok i jeszcze niby oczekują bym ich niewiadomo skąd znała! Oczekuję wyjaśnień! Kim oni są i czego odemnie chcą?! Wykrzyczałam to dziewczynie prosto w twarz, a ona, zdaje się bliska płaczu odpowiedziała:
- Chcieliśmy byś wróciła do domu. Próbowaliśmy cię tam zabrać ale... jest jakaś bariera... przepraszam za konsekwencje, ale... chcieliśmy dobrze, a ty nawet nas nie pamietasz - rozpłakała się na całego. - Tina, tęskniliśmy za tobą. Bardzo.
Tego wszystkiego było dla mnie za wiele. Co prawda nie zamierzałam spoliczkować dziewczyny, ale odpowiedziałam jej najbardziej surowym tonem na jaki mogłam się zrobić:
- O czym ty mówisz?! Jakiego domu?! Kim jesteś i skąd znasz moje imię?!
Towarzyszka wzięła głęboki oddech. Widać było, że czekała na te pytanie i na ten moment, by móc wyjawić swoją tożsamość.
- Jestem twoją siostrą - odpowiedziała.

~Z pamiętników Grey'a~
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na lustro i przykładziłem moją nienaganną fryzurę. Bardzo zależało mi ma tym by spodobać się dzisiaj Lucy. Choć nie tylko na tym. Na dzisiejszej ważnej naradzie dobry strój mógł mi dać pięćdziesiąt procent zwycięstwa. Zwycięstwa, które przyniesie dobro całemu Diamondie i Earthie. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi. ,,To pewnie Lucy" - pomyślałem. Otworzyłem drzwi napotykając uśmiech złotowłosej piękności. Wziąłem Lucy za rękę i ruszyliśmy w kierunku sali narad.

~ Przepraszam za tak długą przerwę, ale przy okazji uprzedzę, że posty nie będą pojawiać się regularnie. Co do ,,Pamiętników Grey'a" będą one ukazywać się co jakiś czas by lepiej wprowadzić was w fabułę i zazwyczaj będą bardzo krótkie.~

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Informacja

Hej!
Pisanie i wymyślanie różnych historii to moja pasja. Jedna z pasji. Niestety jednak jestem osobą, która z powodu braku rezultatów swojej pracy bardzo szybko się zniechęca. Wiem, że to dużą wada, ale chciałam bym prosić jedno. Jeżeli kiedykolwiek wejdziecie na tego bloga lub przeczytacie jeden z postów zostawcie po sobie znać w postaci komentarzu. To nic wielkiego, ale mnie zmotywuję do dalszej pracy i sprawi, że nie porzucę tego bloga. Z góry dziękuję.

~Agata W. znana też jako Ms. Blanco :D~

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 2

Czułam jak ból powoli opuszcza moje ciało. Próbowałam otworzyć oczy, ale moje wysiłki poszły na nic. Może umarłam. Jeśli tak, to śmierć wcale nie jest straszna. Ale czy nie powinnam znajdować w korytarzu na końcu którego jest światło i podążać w jego kierunku? Może wcale nie umarłam. Spróbowałam ponownie otworzyć oczy i tym razem mi się to udało. Znajdowałam się w białym, szpitalnym pokoju, w niezwykle niewygodnym łóżku. Ciszę zakłucała praca aparatury do której pewnie byłam podłączona. W powietrzu unosił się nieznośny zapach chemikalia, charakterystyczny dla szpitali. Rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomej twarzy, ale nikogo tu ze mną nie było. Próbowałam przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia. Światło...głosy...ból i tyle pytań bez odpowiedzi. Co się właściwie stało i skąd się tutaj wzięłam? Wtedy do pokoju weszła moja mama i usiadła na krześle obok łóżka. Po jej twarzy widać było, że jest przerażona.
- Córciu wszystko w porządku? Zadzwonili do mnie, że znaleziono cię nieprzytomną i przywieziono tutaj.- w jej oczach widziałam strach.
Jak zwykle jednym, niewinnym spacerem przysporzyłam wszystkim problemów.
- Teraz tak. Już mnie nic nie boli i chyba wszystko w porządku.
- Co właściwie ci się stało? - spytała mama.
- Spacerowałam po parku, kiedy zagapiłam się i znalazłam w opuszczonej dzielnicy. Wtedy pojawiło się światło, dziwne głosy i ten straszny ból. Póżniej chyba straciłam przytomność. - zwierzyłam się.
Mama wyglądała na nieźle wstrząśniętą moją historią. Zbladła i zaczęła jej drżeć dolna warga zresztą jak zawsze gdy się denerwowała. Wyglądała jakby zastanawiała się co mi odpowiedzieć.
- Myślę...myślę, że to był napad. To światło i głosy to pewnie halucynacje wywołane narkotykami, a ten ból- zastanowiła się chwilę. - pewnie później ten ktoś cię pobił.
Wypowiedziała to tak jakby sama w to nie wierzyła. Zresztą miałam wątpliwości czy to aby napewno były narkotyki. To wszystko było takie prawdziwe.
- Nie jestem pewna. Z jednej strony to wydawało mi się naprawdę realne, ale z drugiej... to było niemożliwe.
Mama bardzo się wahała i zwlekała z odpowiedzią. Przez chwilę panowała cisza, choć dla mnie były to długie godziny. Wreszcie zapytała:
- Pamietasz może co mówiły te ,,głosy"?
- Hmn... coś o konsekwencjach i jakimś  miejscu na literę ,,e". To było naprawdę dziwne - odpowiedziałam.
Mama była przerażona. Nie, więcej niż przerażona. Teraz byłam pewna, że mi wierzy, ale z całej siły pragnie to ukryć. Błądziła wzrokiem po pomieszczeniu ewidentnie czegoś szukając. Wreszcie jej wzrok zatrzymał się na czymś, co znajdowało się obok mojego łóżka. Spojrzałam w tamtą stronę. Nie wiem co to było, ale mama chyba wiedziała bo kiedy tego dotknęła straciłam przytomność.
~*~
Trzy dni później wyszłam ze szpitala. Mama przekupiła lekarzy historyjką o narkotykach i rzekomym napadzie i szczerze mówiąc mi też próbowała ją wcisnąć. W końcu stanęło na tym, że przez pewien okres nie będę sama wychodziła z domu, a do szkoły podwoziła mnie będzie mama. Dlatego też teraz, siedząc w aucie próbowałam nie denerwować się pierwszym dniem. Niby to nic takiego, tysiąc razy zmieniałam szkołę i za każdym razem było tak samo. Nikt specjalnie się mną nie przejmował, wiec moje zdenerwowanie nie było uzasadnione.
- Ok. Jesteśmy na miejscu. - powiedziała mama zatrzymując się na parkingu. - Przyjadę o piętnastej. Baw się dobrze.
Odpięłam pasy i wyszłam z auta posyłając mamie wymuszony uśmiech. Nadal byłam na nią zła za to, że upiera się przy swojej wersji wydarzeń. Dlaczego nie chce o tym rozmawiać? Myśli, że jestem na tyle głupia, by uwierzyć w tą historyjkę, którą mi serwuje. Myśląc o tym weszłam do nowej szkoły. Nic specjalnego. Przez większość lekcji się nudziłam, dlatego wydawało mi się, że czas płynie nieubłaganie wolno. Były tu same wypindrowane lalunie, a zamiast normalnych chłopaków fani piłki nożnej. I dlaczego ja tak się cieszyłam? Chyba już nic nie sprawi, że polubie nowe życie w tym mieście. Szłam korytarzem zatopiona w swoich myślach i nie zauważyłam, że z przeciwnej strony nadchodzi ktoś, kto najwyraźniej mnie nie zauważył. Skończyło się to, że wpadliśmy na siebie.
- Aua uważaj trochę, co? - syknęłam na niego.
- Tina Findshow? - spytał bardziej zdziwiony niż zdenerwowany tym, że na siebie wpadliśmy.
Szczerze mówiać ja też byłam mega zdziwiona. Nie tym, że znał moje imię i nazwisko ani, że był chyba jedynym chłopakiem, który widział życie poza piłką nożna. Jego głos był jednym z głosów, które tamtego dziwnego dnia usłyszałam.
~ Drugi rozdział. Ciekawe czy ktoś to wogóle czyta??? Dajcie o sobie znać w komentarzu~

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 1

Obudziło mnie monotonne kapanie deszczu o dach. Obrociłam się na plecy i otworzyłam oczy. Poddasze było małe i zanurzone, ale wystarczyło by po długiej, nocnej podróży samolotem rzucić się na skromne łóżko i odespać noc. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu butów, które nocą  rzuciłam gdzieś w kąt. Wyłożyłam je i zeszłam na dół. Idąc tą samą drogą co w nocy mogłam bardziej się rozejrzeć. Ściany pomalowane były na zielonkawo-brązowy kolor, tynk odpadał od sufitu, a na schodach można było zobaczyć pleśń. Wyszłam więc z założenia, że nie zostaniemy tu długo. W powietrzu unosił się zapach jajecznicy, który zaprowadził mnie do kuchni. Było to małe pomieszczenie z małą lodówką i starą kuchenką. Na środku znajdował się stół. Podeszłam do niego i usiadłam obok mamy. Jej krótkie włosy sterczały na boki, jednak mimo tego wyglądała ślicznie. Miała na sobie skromną białą sukienkę, która podkreślała jej figurę. Zawsze uważałam, że moja matka jest wyjątkowo piękną osobą. Mimo swoich czterdziestu czterech lat wyglądała na góra dwadzieścia  pięć i zawsze podczas spacerów masa facetów wodziła za nią wzrokiem z czego ona chyba nie zdawała sobie sprawy.  Nie jest fajnie mieć piękna matkę, kiedy samemu wygląda się jak strach na wróble. Pamietam, że kiedyś podczas wizyty u lekarza pielęgniarka spytała się mamy czy jestem jej córką, ponieważ wogóle nie jesteśmy podobne. Mama wybuchła śmiechem, a ja wpadłam w kompleksy, które bardzo szybko mi przeszły. Teraz patrząc na nią przypomniało mi się moje dzieciństwo. Było szalone. Ja i mama byłyśmy nierozłączne zupełnie jak przyjaciółki. Jednak od czasu dziesiątych urodzin bardzo rzadko rozmawiamy. Mama brakiem czasu wykręca się pracą, ale, choć ona o tym nie wie, czasami przyglądam się jej jak siada na kanapie i przegląda album, który zawsze chowa w torebce. Jeszcze nie udało mi się ustalić jakie zdjęcia znajdują się w tym albumie, ale szczerze mówiąc mało to mnie obchodzi. Mama podała mi talerz z jajecznicą, czym wyciągnęła mnie z zamyślenia.
- Jak minęła ci noc? - spytała wkładając do ust ostatnie kawałki swojego śniadania.
- Spałam jak zabita - odpowiedziałam - nakładając jajecznicę na chleb. - Jak długo tutaj  zostaniemy? Przywieźli już meble?
- Tak właściwie to ten dom jest tylko chwilowy do czasu, kiedy nasz bedzie już gotowy. Myślę, że zostaniemy w tym nowym już na zawsze - odparła patrząc w okno.
- Na zawsze? Naprawdę? Nie będziemy się już wyprowadzać?
- Myślę, że nie bedzie to już potrzebne. 
Byłam podekscytowana.
 ~*~

Spacerowałam po parku wśród licznych kałuży rozmyślając o tym co właśnie zmieniło się w moim życiu. Niby nic wielkiego. Tylko stałe miejsce zamieszkania, stała szkoła... szkoła. Przystanęłam. Nigdy nie chodziłam do jednej szkoły dłużej niż pół roku, więc nawet nie zaprzątałam sobie głowy myślą o tym by znaleść przyjaciół, czy chłopaka. Teraz będzie inaczej. Podążając z tą myślą zauważyłam, że nie jestem już w parku tylko w dziwnej dzielnicy. Z prawej i lewej strony znajdował się stary odrapany budynek, a dookoła panowała cisza. Rozejrzałam się, ale w pobliżu nie było żywej duszy. Poszłam więc przed siebie mając nadzieję, że wyjdę z tej dzielnicy do centrum miasta które powinno być gdzieś w pobliżu. Nagle oślepiło mnie niezwykle jasne światło, które wzięło się niewiadomo skąd. Zamknęłam oczy, bo nie byłam wstanie na nie patrzeć i wtedy usłyszałam głosy. 
- Jesteś pewien, że to ona? Wygląda tak jak...
- Ludzie. Cały czas jesteśmy w Earthie.
- Coś poszło nie tak! Wiesz jakie są konsekwencje...
Nie usłyszałam już o jakich konsekwencjach mówił dziwny głos, ponieważ nagle przeszył mnie ból jakbym została porażona prądem. Zaczęłam spadać, kiedy z całej siły uderzyłam w coś twardego. Czułam jak całe ciało miałam sparaliżowane od tego nieznośnego bólu. Potem była już tylko ciemność.

~ Pierwszy rozdział. Może nie jest zbyt ciekawy, ale obiecuję, że później się rozkręci. Proszę o komentarze. :D~

Prolog

Nowe miasto. Nowa szkoła. Nowi znajomi. Co mnie tutaj czeka? Nie wiem. Po kolejnej z rzędu przeprowadzce nie jest ona taka ekscytująca jak na początku. Ta nieutanna podróż dookoła globu trwa odkąd sięgam pamięcią. Moja mama musi podróżować ze względu na pracę, a mój tata... mojego taty z nami nie ma. Zmarł kiedy tuż po moich urodzinach. Moja mama nie lubi o nim mówić i unika każdego tematu z nim związanego. Żadnych zdjęć, pamiątek, czy czegokolwiek co by mi o nim przypominało. Nie przeszkadza mi to. Przez 16 lat zdążyłam przyzwyczaić się do tego trybu życia. Nie chciałam się by moje życie się zmieniło. Do pewnego dnia.
~ Przepraszam, że tak krótko, ale dopiero się uczę. Do dalszego pisania inspirować mnie będą wasze komentarze.~